What is love?

Opowiadanie o postaciach ze słodkiego flirtu

piątek, 15 kwietnia 2016

00.Prolog

 Usiadłam na ziemi przed przyjaciółką, rozplatając moje włosy, do których dziewczyna od razu się dorwała. Od zawsze lubiła je splatać i nimi kombinować. Twierdziła, że moje włosy są wyjątkowe - nie tylko przez ich kolor, ale i przez ich miękkość. Były koloru mięty, po mojej babce, której nie znałam. Ciocia Agatha również je po niej odziedziczyła. 
 Siedziałyśmy na łące, przed domem w ciszy, słysząc jedynie koncert pasikonika i lekki wiatr. Słońce powoli zachodziło, ale mi nie chciało się wracać do domu - szczególnie teraz, kiedy miałam darmowego fryzjera. Złapałam w dłonie parę kwiatków, które rosły przede mną i uznałam, że zrobię dla przyjaciółki wianek. Zawsze ładnie w nich wyglądała. 
- Julia jak myślisz, kiedy się przeprowadzimy? Mama powiedziała, że kiedy dogada się z ciocią, ale Agatha nie chce przecież z nią rozmawiać, a tu jest tak nudno i do tego wszyscy są tacy ponurzy - westchnęłam cicho i obróciłam się do dziewczyny, która po chwili popchnęła mnie z powrotem.
- Daj mi skończyć warkocza - burknęła cicho. Zastanowiła się chwilę za nim odpowiedziała. - Wiesz, jest jej zapewne ciężko, Agatha pewnie nie jest w stanie jej wybaczyć tego co się stało. Nie dziwie się jej, w końcu to wina twojej mamy. 
- Może masz racje, może nie. Wiem tylko tyle, że mi się nudzi. 
- Skarbie z kim rozmawiasz? - Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos, by ujrzeć moją matkę. Otaksowała mnie zmartwionym wzrokiem. Miała na sobie czarną sukienkę i czarny dłuższy sweter, makijaż na jej twarzy był delikatnie rozmazany jakby znowu płakała, co potwierdzały czerwone oczy i zaróżowione poliki. 
- Z Julią mamo. Robimy mi warkocza - odparłam beznamiętnie, patrząc na matkę pustym wzrokiem. Przez jej twarz przebiegło coś pomiędzy zdumieniem, a przerażeniem. Nie potrafiłam tego ocenić, nie rozumiałam emocji.
- Thalia tu nikogo nie ma, skarbie. Julia i tatuś mieli wypadek samochodowy, pamiętasz? - Kobieta przytkała dłoń do ust, a po jej polikach znowu poleciały łzy. Stłumiła jęk, kontynuując. -  Nie żyją, Thalia. Nie żyją..
Matka upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach, przeżywała śmierć najbliższych na nowo.

A ja
ja
nie rozumiałam
tych

emocji

NIE CZUŁAM NIC


4 komentarze:

  1. O matko. Już na wstępie mi się spodobało Twoje opowiadanie. 😍 Będę często wpadać, to na pewno. Historia inna niż większość i zapowiada się naprawdę interesująco. Žyczę powodzenia i mnóstwa weny, mam nadzieję, że już niedługo ujrzę rozdział pierwszy. 😈
    Pozdrawiam serdecznie~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super pomysł :D
    Wiedz że zyskałaś czytelniczke :D
    Jeszcze tu wrócę XD

    Powodzenia i życzę weny na kolejne rozdziały :D
    PS. Skąd pomysł na takie imię ?
    ( bardzo mi się podoba) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie Thalia to moja taka OC z małego pomysły, który zrodził mi się w głowie :D Jednak tam jest zupełnie inna, ale nie mogłam nie wykorzystać tego pięknego imienia. Dzięki za miłe słowa :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. No no, ciekawie się zapowiada... z pewnością będę tu często wpadać;)

    OdpowiedzUsuń

Podobało się? Skomentuj!

Obserwatorzy